czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 1-Ważne decyzje...

Hej! Oto 1 rozdział! Niewiele się w nim dzieje ale trochę wyjaśnia.
Ela :*
***

Obrazki na ścianach, pokoju w kolorze bezchmurnego nieba trzęsły się od nadmiaru decybeli. Dwója ludzi kłóciła się zawzięcie o coś.

-Dlaczego ty go tak nie lubisz? Jest moim przyjacielem, tolerujcie się przynajmniej! Sophie, proszę.-próbował przekonać swoją bliźniaczkę Tony.

-Ja? Ja mam się tolerować z tym pustych, wrednym, chorym psychicznie debilem? Za dużo ode mnie wymagasz.-teraz było widać, że tylko dziewczyna krzyczała, a chłopak mówił w miarę opanowanym głosem.

-Spróbuj, chociaż. Jesteśmy rodzeństwem.-mówił chłopak patrząc prosząco na siostrę.

-Tony! Weź się puknij w ten swój wielki zakuty łeb i pomyśl, o co mnie prosisz! Nie rozumiesz, że to przez niego przez dwa lata z rzędu straciliśmy Puchar Domów? Nie rozumiesz? On jest, Ślizgonem, ja Gryfonką- to się nigdy nie uda.-teraz było ją słychać chyba w całym domu.

-Salazarze, zmiłuj się się-mruknął do siebie i wzniósł oczy ku niebu, właściwie ku sufitowi.-Ja też należą do Slytherin'u, a do mnie się odzywasz?- postawił sprawę na ostrzu noża.

Kiedy miała ponownie krzyknąć coś do brata, usłyszeli skrzypienie schodów. Rodzice wrócili.-pomyśleli oboje i przykryli się kołdrą po same uszy. Rzeczywiście chwilę później drzwi otworzyły się delikatnie i stanęła w nich mama bliźniaków, Jean Black. Na widok śpiących dzieci uśmiechnęła się i z powrotem zamknęła drzwi.

-Dokończymy tę rozmowę później-powiedziała telepatycznie*1 do brata i odwróciła się do niego plecami.

Po chwili oboje udali się do krainy snów, ona śniła od pięknym jednorożcu, o goblinach, o skrzatach domowych, o testralach, które chciałaby zobaczyć. Natomiast on śnił o Slytherinie i Gryffindorze. Nie miał pojęcia, co oznaczają te symbole do czasu...

-Pobudka! Wstawajcie!- próbował obudzić swoje dzieci pan Black.

Potrząsał Sophie, jednak to było na nic, jednak lepiej poszło mu z Anthonym. Chłopak po chwili budzenia, otworzył swoje zaspane jeszcze oczy i powitał ojca. Wstał z łóżka i korzystając z możliwości zajęcia łazienki, ponieważ Sophie spała, zabrał ubrania i zabarykadował się w łazience. Tymczasem pan Black, dalej nie mógł dobudzić swojej córeczki. Kiedy naturalne. mugolskie metody nie przynosiły rezultatów, postanowił użyć trochę magii. Wyciągnął z kieszeni różdżkę i wycelował w śpiącą osóbkę, zakrytą kołdrą, szepcąc:

-Aguamenti.- jak na zawołanie, Sophie wyskoczyła z łóżka.

-Tato! Jak mogłeś!- powiedziała patrząc z naburmuszoną miną na ojca, jednak w tej właśnie chwili z łazienki wyłonił się Anthony, już umyty i ubrany. Na dzień rozpoczęcia szkoły wybrał ciemne spodnie, błękitną koszulę, na którą założył granatowy sweter. Z rozwichrzonymi włosami wyglądał, naprawdę dobrze.

-Jak się spało siostrzyczko?- zapytał przymilnym głosem jednak potem dodał, jako jej głosik w głowie.-Uważaj, bo w łazience jest dużo wody.

-Sophie masz dwadzieścia minut, zjemy śniadanie i jedziemy na King Cross.-pożegnał córkę Matthew i wyszedł z pokoju.

Dzisiaj Sophie Amelia Black pobiła swój rekord w czasie ubierania. Podbiegła do szafy, wyciągnęła ubrania, ściągnęła z półki pudełko z butami i z całym ekwipunkiem weszła  do łazienki. Wzięła szybki prysznic,  zaplotła swoje brązowe włosy w luźnego warkocza i ubrała czarne dżinsy, bluzę, którą uszyła jej mama na urodziny, z godłem Gryffindor’u oraz ocieplane buty na niewielkim obcasie. Po 10 minutach była już przy stole i zajadała się pysznymi goframi z owocami.

-Idę, zanieść bagaże do samochodu, a wy pośpieszcie się, bo Rose i Hugo już idą.- mówiąc to pan Black stał przy oknie przypatrując się pogodzie.-Weźcie kurtki, bo jest dość zimno.-powiedział i za pomocą poszedł do samochodu, a za nim lewitujące kufry. Chwilę po tym jak wyszedł, do domu Black'ów weszły dwie postacie.

-Hugo!- krzyknęła Sop i rzuciła się przyjacielowi na szyję, aby chwilę później zrobić to samo Rose. -Rosie!

-Dzień dobry!- przywitali się i usiedli wszyscy usiedli przy kuchennym stole. Chwilę później cała czwórka oraz państwo Black siedzieli w samochodzie i jechali zatłoczonymi ulicami Londynu, aby dostać się na King Cross. Przestało padać, jakby Londyn cieszył się, że cała czwórka jedzie do Hogwartu. Po około dwudziestu minutach dojechali na stacje z mugolskiej strony.

-Chłopaki idźcie po wózki, a my tu poczekamy.-powiedziała pani Black, kiedy jej mąż szukał miejsca, aby zaparkować.

Po chwili chłopacy wrócili z wózkami, na które każdy położył swoje bagaże. Jakiś kwadrans później na mugolskiej stronie dworca została była Sophie

.-To zaczynamy...-powiedziała do siebie i przeszła przez ścianę, jednak zaraz po przejściu wpadła na coś ładnie pachnącego.-Cholera, co jest?

-Wiem, że na mnie lecisz Black, ale żeby tak od razu taranować? -Neil Zabini podał jej rękę, aby wstała, jednak ona wstała bez jego pomocy i warknęła.

-Nie wyobrażaj sobie za dużo, Zabini. Na ciebie lecą tylko takie pokroju Nott.

-Nie obrażaj moich przyjaciół.-powiedział zimny tonem chłopak.

-Daruj sobie...-warknęła i minęła młodego Zabini'ego.

Neil Zabini był rówieśnikiem bliźniaków i przyjacielem Anthony'ego. Choć młody Black był z nim w przyjacielskich stosunkach, jego siostra pałała do niego nieukrywaną nienawiścią. Uwielbił denerwować siostrę przyjaciela, ale czasem ona również działała mu na nerwy. Był synem Blais'a i Amandy Zabinich. Miał starszego o rok brata Louis'a oraz dziesięcioletnią siostrę Amandę Junior. Był posiadaczem półdługich blond włosów i ogromnych niebieskich oczu. Był uczniem Domu Węża, i jednym z jego najlepszych uczniów.

Przyglądał się oddalającej brązowowłosej postaci, póki ta nie zniknęła w drzwiach pociągu. Musiał przyznać, że, od kiedy widział ją po raz ostatni, była inna. Jej włosy były dłuższe, kształty pełniejsze, a język bardziej cięty. Kiedy rozmyślał o pannie Black, nie zauważył, że przed oczami macha mu jego najlepsza przyjaciółka Laura Nott. Laura była wysoką, ale niższą od niego o pół głowy blondynką o zielonych oczach i dość mocnym makijażu. Zawsze miała na nogach szpilki, tak jak teraz, na dzisiejszy dzień wybrała krótką zieloną sukienkę z krótkim, bufiastym rękawem i srebrne dodatki. Wyglądała jak typowa Ślizgonka, którą oczywiście była.

-Idziesz?- zapytała, a kiedy pokiwał twierdząco głową podała mu swój kufer. Kiedy wchodzili do pociągu, powitał ich głos ich kolegi Tony'ego Blacka.

-Chodźcie, znalazłem wolny przedział.-powiedział i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.

-Hej wszystkim!- powitała siedzących w przedziale uczniów. Usiadła pod oknem obok Evelin McHeart, która swoje blond włosy wyprostowała i odrzuciła do tyłu. Była jej najlepszą przyjaciółką od pierwszej klasy. Ev była trochę specyficzną, ale bardzo optymistyczną osóbką. Bardzo często zmieniała swój obiekt zainteresowań i nigdy nie była stała w uczuciach. Była jedną z ładniejszych z Domu Lwa i chłopcy często zwracali na nią uwagę. Naprzeciw przyjaciółek, siedziała Rose Weasley, prefekt Naczelna Gryffindoru, trzymając za rękę Scorpius'a Malfoy'a swojego chłopaka. W zeszłym roku Sophie zadała sobie za cel zeswatanie tej dwójki. I po, wielu, ale po wielu ciężkich próbach udało się i teraz za każdym razem, gdy ich widzi, obwieszcza wszystkim, dookoła, że to przez nią oni są razem. Byli razem od stycznia i żadne z nich nie powiedziało jeszcze rodzicom o ich  związku. Obok nich siedział brat Rose, Hugon. Był na roczniku z Ev i Sop i przyjaźnił się z dziewczynami. Oprócz wymienionych w przedziale nie było nikogo.

***

Kilka wagonów dalej, w przedziale, który zajmowali uczniowie szóstego roku z Domu Węża, drzwi otwarły się z hukiem.

-Gówniarzu, oddawaj moją Whiskey! -powiedział brunet z ciemną karnacją podchodząc do siedzącego pod oknem blondyna.

-Nie mam jej.-odparł spokojnym tonem chłopak, nie podnosząc wzroku z książki.

-Jak t jej nie masz?! Oddawaj! Nie wierzę Ci!-krzyczał brunet.

-Nie mam jej! Powtarzam po raz ostatni, matka ci ją skonfiskowała, kiedy wkładała twoją szatę. Ty idioto! A teraz opuść ten przedział! -blondyn wstał mówić te słowa i podchodząc do brata. Byli równego wzrostu i mierzyli się groźnymi spojrzeniami.

-Chłopacy spokojnie! -próbowała ich rozdzielić Laura.

-Luis już wychodzi!- Neil wypchnął bruneta z przedziału i zatrzasnął drzwi.

Chwilę potem do przedziału wszedł Tony niosąc na rękach górą słodyczy.

-Czy to był...-nie skończył widząc złego Neil'a i patrzącą ze wzpółczuciem Laurę.-Ok...

***

-Witam serdecznie wszystkich na uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego! Zanim zaczniemy Ceremonię Przydziału mam do zakomunikowania kilka informacji. Starszym klasom przypominam, a młodszych informuję, że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony.-buczenie przerwało słowa dyrektorki, jednak ucichły po chwli.- Nowym nauczycielem Wróżbiarstwa będzie profesor Rachell Fox.-oznajmiła a od stołu nauczycielskiego wstała młoda, wysoka, blondwłosa kobieta. Po sali przeszedł pomruk zadowolenia.

-Faceci.-mruknęła Sophie, jednocześnie z Lily Potter i powróciły do słuchania ogłoszeń

-W tym roku w naszej szkole odbędą się dwa bale: Bal Bożonarodzeniowy i Bal z okazji rocznicy Pokonania Czarnego Pana. Za oba odpowiedzialni będą Prefekci Naczelni: Rose Weasley z Gryffindor'u, Scopius Malfoy ze Slytherin'u, Theodor Lake z Huffepuff'u oraz Jane Archer z Ravenclav'u. Zajęcia zaczynają się pojutrze z powodu szkolenia nauczycieli. Ceremonię Przydziału czas zaczać!- zakończyła McGonnagall, a po sali rozległy się oklaski.

-Kiedy kogoś wyczytam podchodzi do mnie i zostaje przydzielony do odpowiedniego domu.-próbował dotrzeć do wszystkich pierwszaków profesor Slughorn.

W tym roku było mało uczniów klasy pierwszej. Po około godzinie na stołach pojawiło się jedzenie.

-Chcecie udko? -zapytał dziewcząt, licząc na negatywną odpowiedź Hugo.

-Ja chcę. -zgarnęła mu z rąk, naczynie z kurczakiem, Evelin

-Ja nie.-odparła Black i nałożyła sobie sałatkę.- Rose, kiedy chcesz powiedzieć rodzicom? -zapytała siedzącą naprzeciw niej pannę Weasley.

-Na pewno nie do końca roku.-odparła i wstała.-Idę do profesor McGonnagall.

***

-Neil! Co sądzisz o tej nowej nauczycielce? Niezła, co? -zagadywał Zabini'ego, Tony.

-Wydaje się spoko.-mruknął Neil i wrócił wzrokiem na swój talerz.

Nie chciało mus się jeść, więc zmusił się do zjedzenia jednego udka i powiódł wzrokiem po stołach. Na dłuższą chwilę zatrzymał się na stole Domu Lwa, na konkretnie na brązowowłosej osóbce, bardzo podobnej do chłopaka siedzącego obok niego. Zmieniła się przez wakacje. Włosy jej urosły, były bardziej brązowe, oczy też miała inne, jakby wyrazistsze, ona się maluje. Delikatnie, ale to wystarczy, wyglądała jak kobieta, bardzo atrakcyjna kobieta. Ale cóż mogła mu się podobać, ale oni się nie nawidzili. Poniosła wzrok i skrzyżowała go z jego. Spojrzała się na niego jak na niedorozwiniętego, a on uśmiechnął się kpiąco i udał, że mówi coś do Ślizgona siedzącego obok niego.

-Czy ty rozbierałeś wzrokiem moją siostrę? -zapytał trochę za głośno, Anthony, przez co wiele głów odwróciło się w ich stronę, a oczy młodej Black, wyszły z orbit i zrobiła się cała czerwona.

-Nawet bym jej kijem nie dotknął. Coś Ci się wydawało.-uśmiechnął się ironicznie i wrócił do jedzenia.

***

-Ja go kiedyś zabiję. Powieszę go, wykastruję, rzucę go Avadą, zabiję normalnie. -smuła plany dotyczące mordu brata, Sop kiedy szli po schodach do Pokoju Wspólnego.

-Aeternitas -mruknął Hugon i Portret Grubej Damy odsłonił przejście.-A gdzie właściwie jest Ev?

-A gdzie ona może być? W Sowiarni. -uśmiechnęła się i usiadła na fotelu.

Evelin McHeart była ogromną miłośniczka sów i każdą chwilę, której nie spędzała z Sophie i Hugo albo nie pomagała w szklarniach, spędzała w sowiarni. Dokarmiała ptaki, czyściła wyściółkę. Miała na punkcie sów bzika. Miała swoją własną, sowę puchatkę o imieniu Magic.

-Idziesz do Luck'a? -zapytał Hugo, kiedy zobaczył podnoszącą się z miejsca i idącą w stronę dormitoriów przyjaciółkę.

-Tak, dawno go  nie widziałam.-przytaknęła i wspięła się po schodach.

Luck Grey był siedemnastoletnim Puchonem, wyższym od trochę od Sophie. Miał czarne, krótkie włosy i niebieskie oczy. Był od niej starszy, przez co wiele dziewcząt patrzyło na nich ze zdziwieniem. Byli parą od roku, jednak od kilku miesięcy coś zaczęło się między nimi psuć. Chciała to naprawić, ale nie wiedziała za bardzo jak. Weszła do swojego dormitorium i zastała tam tylko Samantę, którą pieszczotliwie nazywali Sash. Samanta była szczupłą czarne włosy i duże czarne oczy. Była z pochodzenia Rosjanką, jednak jej rodzice rozwiedli się kiedy Sash miała 2 latka i ona z matką wyjechała na stałe do Londynu. Dla ludzi z innych domów wydawała się trochę zarozumiała i wredna, jednak wszyscy Gryfoni znali jej prawdziwą, lepszą twarz. Naprawdę była bardzo miłą, ale zadziorną dziewczyną i miała opinię, że często zmienia chłopaków, jednak potrafiła nawet odmówić naj więszym przystojniakom, kiedy byli wredni dla innych. Takiego chamskiego zachowania nie nawidziła.

-Co tam, Sash? -zapytała wchodząc po pokoju Sophie.

-Spoko.-uśmiechnęła się i wróciła do malowania paznokci.-Wiesz, gdzie Lily?

-Właśnie miałam ciebie o to spytać.-powiedziała i otworzyła szafę.

Zabrała ze sobą do łazienki białą, lniana sukienkę z krótkim rękawem, a na to postanowiła, że zarzuci dżinsową kurteczkę, nabijaną złotymi ćwiekami. Wzięła ze sobą jeszcze złote sandałki na płaskim obcasie i zamknęła się do łazienki. W tym roku nauczyciele postanowili, że uczniowie szóstego roku mogą po zajęciach lekcyjnych nie mają obowiązku noszenia mundurku szkolnego, a uczniowie siódmego roku nie potrzebowali nosić szat, ani mundrurku ani na posiłki,, ani na lekcje.

Wyszła z łazienki dopiero po pół godzinie i zamiast Samanty, zastała w pokoju Evelin.

-Co tam? -zapytała, uśmiechając się do przyjaciółki.

-Yyy...spoko. Idziesz do lochów? -zbyłą ją pytaniem.

-Tak, muszę porozmawiać z Luck'iem. Będę za godzinę.-pocałowała ją w policzek i wyszła z dormitorium.

Po chwili była już koło wejścia do Pokoju Wspólnego Huffelepuff'u. Zastukała w beczki i jej czom ukazał się cel jej wyprawy. Pokój nie był zatłoczony, gdzie niegdzie siedzieli w grupkach uczniowie, rozmawiając lub pijąc piwo kremowe. Przywitała się z Sindy, Alison i Megan- dziewczynami z szóstego roku, z którymi chodziła na starożytne runy. Sindy była niską, ale szczupłą blondynką z ogromnymi bladoniebieskimi oczami i ogromnym, szczerym uśmiechem. Alison była jej zupełnym przeciwieństwem, wysoka, ale trochę tęższa sprawiała wrażenie oschłej i nieprzyjaznej. Natomiast Megan była średniego wzrostu dziewczyną o rudych włosach i szarych oczach. Była bardzo łatwowierna, ale za to szybko zyskiwała sympatię ludzi. Chwilę porozmawiała z dziewczynami, o tym jak spędziły wakacje, i kiedy zauważyła siedzących nieopodal chłopaków z siódmego roku, pożegnała się i podeszła do starszych Puchonów.

-Hej! -rzuciła i pocałowała swojego chłopaka w policzek.

-Sophie, jak tam życie? -zapytał przyjaciel Grey'a, Natan

-Jakoś leci.-odparła Black- Luck, możemy porozmawiać?

-Jasne, słońce.-wstał i podał jej rękę.-Na błoniach może być?

-Jasne.-złapała go za rękę i wyszli z salon Puchonów.

Po chwili byli na błoniach. Na niebie nie było ani jednej chmurki, księżyc dawał za to jasne światło i odbijał się w tafli jeziora. Usiedli na ławce przy jeziorze.

-O czym chciałaś porozmawiać? -zapytał Puchom, patrząc w jej oczy.

-Luck, ja...-westchnęła.-Musimy porozmawiać o nas. Ostatnio cos się pomiędzy nami psuje i ja nie chce...

-Zrywasz ze mną? -przerwał jej, podnosząc się z ławki.

 

4 komentarze:

  1. Muszę przynać, że lekko się w tych postaciachpogubiłam i musiałam zajrzeć jeszcze raz na bohaterów.
    Ogólnie rozdział bardzo przyjemny. Najbardziej ciekawi mnie reakcja Draco na wieść, że jego syn spotyka się z córką Weasley'a (wybacz że po nazwisku, ale nie lubię Łasica).
    Przedecwszystkim gratuluję pomysłu, ponieważ nie ma za dużo opowiadań o młodym pokoleniu, gdzie Scorpius jest synem Hermiony i Draco.
    Podoba mi się, no i co? Życzę weny i udanych wakacji :D
    Zapraszam do siebie.
    http://istnienie-dramione.blogspot.com
    Pozdrawiam, Vik. A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za błędy, ale piszę z telefonu.

      Usuń
  2. Robi się ciekawie :)
    Ogólnie dobry pomysł na opowiadanie.
    Pozdrawiam :D

    Przy okazji zapraszam na prolog mojego Dramione:
    ciemna-strona-dramione.blogspot.com
    Twoja opinia byłaby dla mnie ważna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu jestem. Cóż generalnie pomysł na opowiadanie całkiem niezły, momentami gubiłam się w bohaterach, ale to chyba normalne na początku. Trochę mi się dłużyły opisy tych wszystkich ludzi, ale generalnie jest ok. Mało się dzieję, ale uprzedzałaś o tym na samym początku, więc się nie czepiam :) Nie pozostaje mi nic jak tylko życzyć Ci powodzenia i satysfakcji z pisania :)
    http://dramiona-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń